poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Garsc anegdot 14

Burczy mi w brzuchu.
- Co Ci sie dzieje, ze tak szaleje twoje jelito? 

W wielka sobote.
Mikolaj wchodzi do kuchni i prosi o cos do jedzenia.
Proponuje mu gotowane jajko, ktore akurat mam pod reka (robilam salatke).
- Ja bym chcial laczej jakiegos koltecika, albo kluseczki, a nie jajko.

Chwycilam za laptopa w pierwszy dzien swiat Wielkanocnych... Po chwili uslyszalam:
- No leniuchuj, przeciez wielkanoc jest od leniuchowania.
Laptop zamknelam.

Przed snem.
- Ej mamo, powiem ci taka jedna wazna rzecz... wiesz, ze mamy tylko jedno zycie?

Innym razem, rowniez przed snem.
- Moze zadzwonisz jutlo do swojego szefa i wezniesz holideja? 

Zlota rada.
Chudnij chudnij mamo, to bedziesz wygladala jak dzieciaki, jak na przyklad ja.  

- Ej, a jak sie czujesz ze swoimi miesniami? 
- W porzadeczku, a dlaczego pytasz?
- A nic, a jak sie czujesz w swojej skorze? 

Na spacerze.
- Patrz, jaki maly wodospadzik*.To ludzie tak skomplikowali ten swiat, wiesz? 
*wodospadzik nienaturalny

- Chcesz mleka?
- Tak, poplosze, ale z miodkiem.
- Miod sie niestety skonczyl.
- To moze pojedziemy jutlo do miodzialni?

W markecie.
Procz portfela, mam £4, ktore "zarobilismy" z Miksonem po oddaniu niepotrzebnych ciuchow.
Mowie, ze to niezbyt duzo, ale moze sobie cos wybrac za ta kase...
- To moze chlebek tostowy? 

Na koniec kilka pytan z serii "DLACZEGO":
- A dlaczego smielc przychodzi do kazdego czlowieka? 
- A dlaczego tutaj mieszka tak malo ludzi co mowi po polsku?
- A dlaczego nie mozemy kupic tego domu, wtedy nie bedziemy sie musieli caly cas przeplowadzac? 
- A dlaczego kosmos jest nieskonczony?
- A dlaczego laj (raj) jest w niebie?

We wtorek, kiedy ja odpoczywalam w pracy po przeprowadzce, chlopaki buszowali po nowym terenie. Zwiedzili kazda uliczke i kazde tajemnicze przejscie.
Wczoraj Mikolaj zostal moim przewonikiem i oprowadzal po osiedlu. Wyglada na to, ze zna je duzo lepiej niz ja.
Zrobilismy sobie naprawde przyjemny spacer na lonie natury, a to wszystko praktycznie 5 minut piechota od nas.





Zdjecie zrobione przez Mikolaja

piątek, 24 kwietnia 2015

Na kartonach

Mija pierwszy tydzien w nowych czterech katach, a my wciaz toniemy w kartonach.
Taaaa... nadal... 
Caly balagan zwiazany z rozpakowywaniem wzielam na siebie po tym jak moje dwa wspanialomyslne chlopaki deklarujac chec do pomocy, wyrzucili dwa kartony ciuchow na srodek pokoju stwierdzajac po chwili, ze jednak do rozpakowywania sie nie nadaja.
Lubie wiedziec co gdzie jest, wiec narzekac nie bede.
Dziewieciu karonow w ogole nie rozpakowalam... wrzucilam je do schowka i niech tam cierpliwie czekaja na cud, ze cos, kiedys bedziemy z nich potrzebowali. Jesli nie, z czystym sumieniem bede mogla je poslac do kubla. Ot taka jestem sprytyna. 

Z kazdym dniem i z kazdym kolejnym posilkiem, dom wydaje sie coraz bardziej "nasz".
Podoba mi sie tutaj, ale jakos brak we mnie tego entuzjazmu jaki czulam rok temu zmieniajac miejsce zamieszkania. Kolejny raz zamieszkalismy w czyims domu...swiadomosc, ze byc moze za rok, dwa, byc moze dziesiec bedziemy musieli sie stad wyprowadzic jakos nie pozwala mi sie cieszyc w pelni tymi cudzymi czterema katami.
Moze jeszcze za wczesnie?

Ostatni tydzien byl bardzo nerwowy, wyczerpujacy fizycznie i emocjonalnie.
Przeprowadzka okazala sie byc ciezsza niz sie tego spodziewalismy.
Dom, z ktorego sie wyprowadzalismy byl dosc duzy, w kazdym pomieszczeniu (a bylo ich 7) bylo cos do spakowania, kazdy z nich do posprzatania, dwa schowki, a do tego ogrodek z przodu i z tylu do ogarniecia...i na deser jeszcze szopka... Jeden wielki hardcore.
W poniedzialek oddalismy klucze, a wtorkowe pojscie do pracy traktowalam jak kilkugodzinne spa. Wreszcie usiadlam na dluzej niz piec minut...

Najbardziej zadowolony jest Mikolaj.
Podoba mu sie jego pokoj, w ktorym jest wiecej miejsca niz w poprzednim. Poza tym, podobaja mu sie (za bardzo!) schody. Udalo mu sie nawet juz spasc z pierwszego pietra...
Na szczescie, procz kilku siniakow i kilkunastominutowego placzu, zadnych powaznych obrazen nie bylo... ale niesmak do schodow pozostal.
Dzisiaj upadl na schodach na ogrodzie... eh
Teraz nogi Mikolaja wygladaja w 100% jak prawdziwe chlopczykowate konczyny...
Zadrapane, posiniaczone i super szybkie.

Po ciezkim tygodniu powoli wracamy do zywych...
Depozyt odzyskany, adresy pozmieniane, lodowka pelna, kartonow coraz mniej, jeszcze tylko sofa by sie przydala w livingu, bo na jej zakup potrzeba troche wiecej czasu...

piątek, 17 kwietnia 2015

Skoczek na stole czyli jak zrobic scotch eggs

Jesli nie znacie jeszcze scotch eggs, to musicie je koniecznie poznac.
To popularna brytyjska przekaska z historia siegajaca XVIII wieku, wymyslona w celu uprzyjemnienia podrozy osobom opuszczajacym Londyn (ciekawskich odsylam do wikipedii- klik). Na szczescie dzisiaj nie trzeba po nie jechac do stolicy, dostaniemy je w kazdym markecie. A jesli mamy ochote na cos wiecej, wystarczy wybrac sie na male zakupy i zrobic je u siebie w domu. 


Potrzebujemy (na 4 sztuki):
- 4 ugotowane jajka
- 1 rozbeltane jajo
- 6 angielskich kielbasek lub surowej bialej kielbasy, lub dobrej jakosci wieprzowego mielonego miesa
- bulka tarta
- folia spozywcza
- ewentualnie ziola (tymianek, majeranek, pietruszka, czosnek) jesli uzyjemy mieso mielone
- ewentualnie olej, jesli zdecydujecie sie na smazenie na glebokim tluszczu


Cztery kawalki folii spozywczej rozkladamy na stole. Kielbaski wyciagamy z flaka i rozdzielamy na cztery czesci (po poltorej kielbaski na kazde scotch egg). Mieso ukladamy dosc cienko na przygotowanych foliach.


Na srodku miesnych plackow kladziemy obtoczane w bulce tartej ugotowane wczesniej jajka. Podnosimy folie i delikatnie sklejamy mieso, tak aby w srodku "zamknac" jajka.



Po rozwinieciu miesa z folii, nasze "skoczki" zanurzamy w rozbeltanym jajku, obtaczamy w bulce tartej i ukladamy na blaszce.
Pieczemy w temperaturze 190 stopni, przez okolo 45 minut. Mozna je tez usmazyc na glebokim tluszczu przez 10-15 minut lub do momentu az nie nabiora zlocistego koloru.


Serwujemy na cieplo lub zimno. Obie wersje smakuja rownie dobrze!
Ja i J uwielbiamy je na sniadanie, zimne, z majonezem. Mikolaj zjada je bez niczego.
W tym roku debiutowaly na naszym wielkanocnym stole i stana sie chyba jego stalym elementem.

Smacznego!

PS. Wczoraj odebralismy klucze. Udalo nam sie tez przewiezc pierwsze 11 kartonow, z reszta planujemy sie uporac dzisiaj wieczorem. Bedzie van, wiec i meble "spakujemy".
Pierwsza noc w nowym domu przed nami!
Procz pakowania i rozpakowania dzisiaj czeka Mikusia wizyta kontrolna w szpitalu okulistycznym... Znajac zycie zejdzie nam tam dobre kilka godzin...

środa, 15 kwietnia 2015

Meska przyjazn

Mowia o sobie przyjaciele, zdarza sie (nie bez powodu), ze zwa sie tez blizniakami.
Rozni ich troche ponad dziewiec miesiecy, kilka centymetrow wzrostu i "bajeczne" upodobania.
Laczy duzo wiecej. 
Przede wszystkim przyjazn. 
Taka dziecieca, bezinteresowna, moze i tymczasowa, ale szczera oraz niesamowicie spontaniczna.

Mimo mlodego wieku, dogaduja* sie jak stare konie!
Scigaja sie, zdzieraja gardla, biegaja jak szaleni, wspinaja gdzie popadnie, uciekaja w nieznanym im kierunku byleby dalej od rodzicow i kombinuja… oj kombinuja jak te konie pod gorke, by kolejny raz udowodnic, ze we dwojke ogarnac ruchowo sie ich po prostu nie da! To dwie tykajace bomby, ktore eksploduja w momencie gdy da sie im wolna reke.

Czasami tez biorac z siebie dobry przyklad, zamieniaja sie w anioly i chwala im za to!
Troche odpoczynku rodzicom tez sie przyda ;)
Ale najbardziej w tej meskiej przyjazni podoba mi sie to, ze Oni nie udaja. 
Sa SOBA. 
Nie czasami, lecz zawsze!  


Dwa kochane diably. 
* Ba, oni nawet dogadywac sie nie musza! To sie nazywa dzialanie instynktowne!

poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Czy istnieje rodzic idealny?

Zapewne istnialby, gdyby postepowal zgodnie z 20 przykazaniami Janusza Korczaka.
Niby takie oczywiste, a tak trudne do wcielenia w zycie.
Polecam przeczytac i przemyslec... 

1) Nie psuj mnie. Dobrze wiem, że nie powinienem mieć tego wszystkiego, czego się domagam. To tylko próba sił z mojej strony.

2) Nie bój się stanowczości. Właśnie tego potrzebuję – poczucia bezpieczeństwa.

3) Nie bagatelizuj moich złych nawyków. Tylko ty możesz pomóc mi zwalczyć zło, póki jest to jeszcze w ogóle możliwe.

4) Nie rób ze mnie większego dziecka, niż jestem. To sprawia, że przyjmuje postawę głupio dorosłą.

5) Nie zwracaj mi uwagi przy innych ludziach, jeśli nie jest to absolutnie konieczne. O wiele bardziej przejmuję się tym, co mówisz, jeśli rozmawiamy w cztery oczy.

6) Nie chroń mnie przed konsekwencjami. Czasami dobrze jest nauczyć się rzeczy bolesnych i nieprzyjemnych.

7) Nie wmawiaj mi, że błędy, które popełniam, są grzechem. To zagraża mojemu poczuciu wartości.

8) Nie przejmuj się za bardzo, gdy mówię, że cię nienawidzę. To nie ty jesteś moim wrogiem, lecz twoja miażdżąca przewaga !

9) Nie zwracaj zbytniej uwagi na moje drobne dolegliwości. Czasami wykorzystuję je, by przyciągnąć twoją uwagę.

10) Nie zrzędź. W przeciwnym razie muszę się przed tobą bronić i robię się głuchy.

11) Nie dawaj mi obietnic bez pokrycia. Czuję się przeraźliwie tłamszony, kiedy nic z tego wszystkiego nie wychodzi.

12) Nie zapominaj, że jeszcze trudno mi jest precyzyjnie wyrazić myśli. To dlatego nie zawsze się rozumiemy.

13) Nie sprawdzaj z uporem maniaka mojej uczciwości. Zbyt łatwo strach zmusza mnie do kłamstwa.

14) Nie bądź niekonsekwentny. To mnie ogłupia i wtedy tracę całą moją wiarę w ciebie.

15) Nie odtrącaj mnie, gdy dręczę cię pytaniami. Może się wkrótce okazać, że zamiast prosić cię o wyjaśnienia, poszukam ich gdzie indziej.

16) Nie wmawiaj mi, że moje lęki są głupie. One po prostu są.

17) Nie rób z siebie nieskazitelnego ideału. Prawda na twój temat byłaby w przyszłości nie do zniesienia. Nie wyobrażaj sobie, iż przepraszając mnie stracisz autorytet. Za uczciwą grę umiem podziękować miłością, o jakiej nawet ci się nie śniło.

18) Nie zapominaj, że uwielbiam wszelkiego rodzaju eksperymenty. To po prostu mój sposób na życie, więc przymknij na to oczy.

19) Nie bądź ślepy i przyznaj, że ja też rosnę. Wiem, jak trudno dotrzymać mi kroku w tym galopie, ale zrób, co możesz, żeby nam się to udało.

20) Nie bój się miłości. Nigdy.

sobota, 11 kwietnia 2015

Malo nas, ale sporo u nas

Coraz nas mniej i mniej na blogu... bo czasu ostatnio jak na lekarstwo!
Dni niby dluzsze, a w rzeczywistosci jakies krotsze. Moze to przez to, ze Mikus poprzestawial sobie godziny spania.... moze przez to, ze prawie codziennie kladac sie obok Niego wieczorem pierwsza zasypiam... a moze po prostu przez ta cholerna swiadomosc tego co nas czeka w przyszlym tygodniu?
Tyle do zrobienia, tyle do pozalatwiania...
Chcialabym wydluzyc dobe chociazby o kilka godzin, moze wtedy udaloby mi sie zrobic to, co zaplanowalam, bo ostatnimi czasy tych planow w mojej glowie duzo. Chyba zbyt duzo.
Staram sie jakos ambitnie podejsc do przeprowadzki, popakowac wiekszosc rzeczy, bo wiem, ze w tygodniu czasu bedzie jeszcze mniej...
Za kilka dni odbieramy klucze...
Dzisiaj udalo mi sie spakowac osiem kartonow. Na jutro mam zaplanowane kolejne siedem, wywoz do charity wszystkiego co z bolem serca odlozylam na bok, a pozniej kuchenne rewolucje, bo u nas wielkanocne swietowanie sie jeszcze nie skonczylo. Na reszte pakowania przyjdzie czas...

Troche na wariackich papierach mijaja nam te Swieta Wielkanocne. W zeszlym roku, dokladnie o tej samej porze, rowniez z kartonami w kacie probowalismy poczuc klimat swiat. Bezskutecznie. Tym razem bylo i bedzie pewnie tak samo.
Udalo mi sie za to wypoczac. Wylaczyc, nie myslec o problemach, a skupic sie tylko na tym co jest.
Przygotowalam salatke, nafaszerowalam jajca, zrobilam drobiowa rolade, "skocz egi", J. zrobil chrzanowke i starczylo. Zrobilam tez mufiny w sobote, ale nie doczekaly swiat. Takze u nas bylo bez szalenstw, ale za to smacznie.
Na szybciorze, dzien wczesniej z Mikolajem poszlismy na poszukiwanie bazi. Udalo nam sie je nawet znalezc dzieki czemu klimat przy stole zrobil nam sie iscie wielkanocny. Pomalowalismy tez troche patykow, ktore przytachalismy do domu (jakby malo bylo nam gratow przed przeprowadzka ;)).

Swieta minely w mgnieniu oka, ale za to w przepieknym sloncu.
Krotkie spodnie nawet nam sie przydaly! No cudnie bylo!
W Dyngusa nie lalasmy sie woda, ale trzeba przyznac, ze z woda duzo mielismy do czynienia.
Wywialo nas na wodospady, do Ingleton (poprzednia wyprawa- klik). Osmio-kilometrowy spacerek w dobrym towarzystwie z brzuchami wypelnianymi czekoladowymi jajami to bylo cos! Cos fajnego oczywiscie.
Wieczorem, po spacerze pojechalismy do Windermere (klik & klik) dorzucic troche do zoladkow, coby za bardzo nie stracic na wadze po takim wysilku.

A propos tych brzuchow, to musze.... no musze, choc przyznam, ze chcialam pochwalic sie tym dopiero pod koniec kwietnia... no musze pochwalic sie jedna rzecza... MAM DYCHE NA MINUSIE!!!
Ja w to nie wierze, wiec jesli Wy nie uwierzycie, nie bede miala Wam tego za zle.
Przez 3,5 miesiaca zrzucilam 10 kilogramow!

Procz patykow, z naszego przedswiatecznego spaceru przynieslismy cala kieszen stokrotek!
Po upadku nr 2. Cos duzo bylo tego dnia blota... ;)
Miko nie mogl sie oprzec zadnej z napotkanych stokrotek
Malowanie
Przenosna "piaskownica", a w niej szalejace playmobil! Idealna na pochmurne dni.
A to juz Ingleton. Jesli macie blisko, konieczcie odwiedzcie to miejsce- warto!


I na koncu dwa dupsonki i ich wlasciciele, co ukrdli serca swych matek i ojcow...
Wspaniale chlopaki.

czwartek, 2 kwietnia 2015

Emigrowac

W snach powracają do mnie lata na obczyźnie.
I tylko wtedy wiem, ile cierpiałem.
Nasze minione życie jest zakryte,
Albo zamurowane, jak to robią pszczoły,
Zalepiając woskiem miejsca uszkodzone.

Kto potrafiłby istnieć zachowując pamięć
Wszystkich poniżeń naszej wyniosłej ambicji,
I pobłażliwych spojrzeń na biedaka,
Który myśli, że, tak jak w domu, jest tutaj coś wart?

Gdybym dla młodych układał świadectwo,
Nie wspomniałbym ni słowem o sukcesie.
Który owszem, bywa, i jest gorzki.


Jakis czas temu natknelam sie na wiersz Czeslawa Milosza "Emigrowac".
Wiersz, ktorego nie potrafie zapomniec... 
Mimo, ze krotki to niesamowicie prawdziwy, ponadczasowy i dosc uporczywie wiercacy dziure w mojej glowie. 
Miloszowe wersy daja do zrozumienia, ze towarzyszace emigrantom poczucie wyobcowania na obczyznie, to rzecz naturalna. Po prawie dziesieciu latach zycia poza Polska, dla tutejszych nadal jestem obca i obca zawsze pozostane, a moje tradycje wyniesione z rodzinnego srodowiska zawsze beda egzotyczne dla tutejszej ludnosci.
Taka egzystencja czasami boli... bo tutaj trzeba przyzwyczaic sie do faktu, ze dla wiekszosci i tak bedzie sie czlowiekiem drugiej kategorii. 
Tutaj jestem przede wszystkim emigrantka... potem Kamila, pracownikiem, matka, klientem itd…
Wiersz w dziwny sposob mnie tez uspokaja, ze tak dobrze znane mi uczucie samotnosci nie jest niczym niestandardowym… ze ten typ emigrancki tak po prostu ma... 
...ze chyba nie da sie inaczej, jesli czuje sie choc minimalna przynaleznosc do polskiej ojczyzny. 

Smutne to troche, ale prawdziwe. 
A Wy jak  interpretujecie poezje Milosza?

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...